…która miała lekcję z nauczycielką/nauczycielem (nie pamiętam płci) z kliniczną postacią choroby przeziębieniowej wywołanej przez wirusa SARS-CoV-2. Ze względu na to, że przez 20 minut przebywała w jednej klasie z tym nauczycielem została wyekspediowana na kwarantanną wraz z domownikami, podobnie jak uczniowie i domownicy uczniów wszystkich 9 klas jednej szkoły i kilku klas drugiej szkoły, w której nauczyciel uczył. Z grubsza licząc na kwarantannę zostało wysłanych ok 1000 osób, może trochę więcej, może trochę mniej. Rodzice uczniów nie poszli do pracy, rodzeństwo uczniów nie poszło do szkoły. Pominę koszty pauzy w pracy i wpływ na PKB, chciałbym się skupić na tym konkretnym przypadku, który zakończył się pomyślnie na szczęście. Dziewczynka miała chory ząb z tymczasowym opatrunkiem i umówioną wizytę u stomatologa. Pech chciał, że termin wizyty pokrywa się z kwarantanną. Zakończyło się „tylko” na płaczu z bólu całą noc w weekend i spuchniętą buzią, dziewczynka trafiła do stomatologa po kolejnych 2 dniach i wszystko (mam nadzieję) dobrze się skończyło. W imię jakich celów tak obsesyjnie staramy się kontrolować zakażenie SARS2, znając inne wirusy o podobnym IFR i podobnym lub wyższym R0 ? Przypominam, że strategia „flattening the curve” nie miała na celu ratować życia chorym na COVID-19, tylko spłaszczyć krzywą, aby pacjenci non-COVID mogli skorzystać z pomocy lekarskiej w „udrożnionym” systemie. Ofiarą obecnej strategii są właśnie pacjenci non-COVID.